czwartek, 24 września 2020

50


141. „Dlaczego nikt nie widzi, że umieram” Renata Kim

Rozpoznaję je od razu, wszystkie mają ze sobą coś wspólnego. Jakiś rodzaj gorączkowej ekscytacji, gdy opowiadają swoje historie. I łzy, które pojawiają się nagle, a potem już nie przestają płynąć. Żal, że nikt nie rozumie, co im się przydarzyło. Ale przede wszystkim złość, że człowiek, który im te wszystkie straszne rzeczy zrobił, nie poniósł żadnej kary, że chodzi z podniesioną głową i poluje na kolejną ofiarę.

 

Przecież już po pierwszej przykrej sytuacji, kiedy płakały z poczucia krzywdy i upokorzenia, przychodziły im do głowy takie słowa jak narcyz, socjopata, a nawet psychopata. Odpychały je od siebie, nie chciały takich diagnoz. Zwłaszcza że on zaraz potem znowu był czarujący, znowu się starał, łatwo było zapomnieć o tym, co się stało.

 

Bo sprawca nie wypuszcza ofiary z rąk, zbyt mu jest z nią dobrze, zbyt wygodnie, zbyt mu jest potrzebna. Do wykorzystywania, do oszukiwania, do poniżania. Ale przede wszystkim, by mieć poczucie władzy i kontroli.

 

Wszyscy moi bohaterowie mówili jedno: najgorsza w przemocy psychicznej jest samotność. I to, że rozpoznają ją tylko terapeuci i psychiatrzy. Oraz ci, którzy sami taki koszmar przeżyli.

[ale psychologowie już niestety nie! są niedouczeni]

 

To była klasyczna gra w przyciąganie – odpychanie, która jest jednym z najskuteczniejszych mechanizmów manipulacji, silnie wiążącym. Ofiara nigdy nie ma pewności, a manipulator bardzo dba o to, aby nie wiedziała, czego może się spodziewać. Dziś jest cudownie (bliskość, zaufanie, ciekawe rozmowy, wspólnota poglądów, uwodzenie), a zaraz potem zimno i daleko (brak czasu, obojętność). Taka huśtawka nadziei i rozczarowania oparta jest na mechanizmie nieregularnych wzmocnień. Dlatego mocno trzyma, bo pozwala ofierze pozostawać w nadziei, że może następnym razem znów będzie dobrze i ciepło.

 

Ze sprawcami przemocy się nie mediuje.

 

Ale prędzej czy później zaczyna się koszmar. Toksyczny człowiek zaczyna wysysać z ciebie życie, odbiera ci wszystko, co w sobie ceniłaś, z czego byłaś dumna. Zaczyna cię niszczyć. Spalać. Pożerać. I ani przez chwilę nie zastanawia się nad twoimi uczuciami.

Toksyczny człowiek stosuje przemoc psychiczną. Doprowadza cię do wyczerpania, łamie serce. I ekscytuje się, patrząc, jak cierpisz. To przerażające, wiem, ale tacy ludzie naprawdę istnieją. I udają, że chcą cię uratować przed złym światem. Tymczasem chodzi im wyłącznie o to, by z uśmiechem patrzeć, jak toniesz.

Robert M. Drake, amerykański pisarz i poeta

 

Pamiętam, jak po raz pierwszy usłyszałem, że chyba mam coś z głową, powinienem iść do psychiatry i zacząć się leczyć, na pewno brakuje mi jakiegoś pierwiastka w mózgu. Prozac dostanę i wszystko będzie dobrze.

[Dżizas, czy on był związany z moją matką, czy oni wszyscy wymyślają te same śpiewki dla swoich ofiar?!]

 

Przegrała pani kiedyś walkę o zdrowie pacjentki, bo manipulator okazał się silniejszy?

          Tak. Bo kiedy po terapii ofiara zaczyna stawiać granice, to manipulator widzi zmianę i nie jest nią zachwycony, więc zaczyna tak działać, by nie dopuszczać do dalszej przemiany. Obraża terapeutę, mówi, że nagadał głupot i chce coś zmieniać w związku, w którym wszystko jest dobrze.

 

A czy oni wiedzą, że mają problem?

          Nie widzą błędów w sobie, to raczej cały świat jest zły. Nie dopuszczają tego do siebie, nie biorą w ogóle odpowiedzialności za swoje czyny. Natomiast sfera intelektualna i poznawcza nie jest u nich zaburzona, więc jeśli taki człowiek dostanie przed nos kryteria zaburzenia, to będzie wiedział, że je spełnia. Ludzie chcą siebie widzieć jako dobrych, więc manipulator zrobi wszystko, by siebie wybielić, a wmówić ofierze, że to jej wina, to ona zrobiła coś złego i zasłużyła na karę. Jeśli trafią na osobę z niskim poczuciem wartości, ułatwi im zadanie, bo będzie najpierw szukać winy w sobie.

 

Nazywałam to robieniem wody z mózgu. Ja jestem bardzo uporządkowana, niczego nie gubię, wiem, gdzie co w domu leży, ale odkąd on się do mnie wprowadził, rzeczy zaczęły ginąć. Szukałam ich, czasem nawet prosiłam mamę o pomoc. A one nagle pojawiały się w zupełnie innym miejscu. Albo w takim, które przeszukałam już sto razy. A on wtedy mówił: przecież to zawsze tutaj było, widziałem. Triumfował: no widzisz, jaka ty jesteś roztargniona. A może coś z tobą jest nie tak? Może masz jakieś zaburzenia? – opowiada czterdziestopięcioletnia Agnieszka, wykładowca uniwersytecki z Warszawy.

[to samo robiła matka, kiedy się włamywała, jak byłam w szpitalu!]

Bo słowa to było jedno, a czyny drugie. Zapewniał o miłości, a robił coś zupełnie innego, zwyczajnie mnie dręczył. Właśnie po to, żebym nie polegała na swoim rozumie, robił te różne manipulacje z rzeczami w mieszkaniu. Żebym samej sobie nie wierzyła – wspomina. Tamta historia zdarzyła się kilka lat temu, a ona wciąż się trzęsie, kiedy ją opowiada.

 

Bo gdybym była bombardowana wyłącznie negatywnymi bodźcami, szybko bym uciekła. A przecież kat nie może do tego dopuścić, ma z ofiary wymierne korzyści, nie chce z nich zrezygnować. Dlatego po awanturze musi ją znowu zanęcić, rybka musi być znowu złapana.

 

Zrobiła za to jedną mądrą – jak dziś ocenia – rzecz: zaczęła zbierać informacje o przemocy psychicznej, czytała literaturę fachową, uczyła się.

          Szybko dowiedziałam się, że to na pewno nie była miłość. Bo miłość opiera się na szacunku, na zaufaniu, a u nas nie było o tym mowy. Ja byłam popychana, szturchana, wyzywana, opluwana, kontrolowana, zamykana w domu w pomieszczeniach bez światła, pilnowana. Nie liczono się z moim zdaniem – wylicza monotonnie.

 

Kim jest narcystyczny psychopata?

Andrzej Cichocki: To zwykle osoba inteligentna, bardzo elokwentna, o dużym uroku osobistym, co oczywiście powoduje, że łatwo nawiązuje kontakty. Zawsze musi brylować i być na pierwszym planie. Takie osoby zawsze mają zawyżoną samoocenę – ale tę cechę nie zawsze rozpoznajemy od początku, z reguły potrzebujemy trochę czasu. Taki człowiek z łatwością kłamie i manipuluje innymi, oczywiście bez jakichkolwiek wyrzutów sumienia. Nie potrafi odczuwać emocji innych osób, ma zerową empatię. Jest impulsywny i słabo kontroluje emocje. Dla psychopaty nie istnieją żadne autorytety poza nim samym, nie przestrzega żadnych reguł. Potrzebuje adrenaliny i agresji – to między innymi go napędza. No i nie czuje żadnej odpowiedzialności za swoje reakcje, czyny. Liczy się tylko on.

 

Strach psychopaty przed ujawnieniem tego, kim w rzeczywistości jest, staje się tak silny, że zrobi wszystko, żeby więzień pozostał więźniem.

 

Czego psychopata chce od swojej ofiary?

            Całkowitej uwagi. Posłuszeństwa – jest przecież panem i władcą rzeczy i osób. Dąży do rozbicia jej wewnętrznego spokoju – ofiara zaczyna wątpić w siebie, jest zdezorientowana, aż w końcu traci całkowicie zaufanie do samej siebie. Psychopata chce też toksycznego zaufania – to daje mu kontrolę nad myślami, decyzjami i zachowaniami ofiary (...).

 

A dlaczego sprawca tak bardzo nie chce wypuścić swojej ofiary z rąk?

          A kto wtedy dawałby mu poczucie władzy i wszechmocy? Panowania nad ofiarą? Kto miałby tę rolę pełnić? Ofiara przemocy jest dla sprawcy bardzo ważnym elementem jego życia. Nikt inny poza nią nie podporządkował mu się tak bardzo. To go żywi. On na swój sposób jest bardzo mocno związany z ofiarą. Nie może dopuścić myśli, że ktoś, kogo udało mu się spacyfikować i podporządkować sobie, nagle staje się niezależny. Poza tym, gdyby ofiara odeszła, miałby poczucie klęski, czułby się pokonany. Czułby, że go przerosła, że jest silniejsza od niego, a on nie może przecież do tego dopuścić. Nie wiadomo, czy będzie w stanie tak zdominować kolejną osobę. Dlatego zrobi wszystko, żeby ofiarę przy sobie zatrzymać. To, że ją zdradza, bije, okazuje niechęć i brak szacunku, że ją poniża, to są mechanizmy władzy. Dzięki nim ma wrażenie, że kontroluje sytuację. Szkoda by było to wszystko stracić.

 

Rzuciłam się nawet na DSM IV, amerykańską klasyfikację zaburzeń psychicznych, i znalazłam opis osobowości narcystycznej. Pisano, że taki człowiek ma wyolbrzymione wyobrażenie o swojej ważności. Jest pochłonięty urojeniami o nieograniczonym sukcesie i władzy, sądzi, że jest jedyny w swoim rodzaju, cierpi na nadmierną potrzebę podziwu. Uważa, że wszystko mu się należy, wykorzystuje innych w relacjach interpersonalnych. Nie odczuwa empatii, za to często czuje zazdrość. I jest arogancki.

 

 

Te cytaty powyżej to tylko część prawdy. Część tego, z czym muszą się mierzyć ofiary przemocy. Zobaczcie, że jak już ktoś się zdecydował o tym pisać, to dzieli ofiary na te lepsze - które doświadczyły przemocy na własne życzenie, wiążąc się z przemocowcami, i te gorsze, które nie są niczemu winne, z nikim się nie związały, te, które przemocowiec urodził i wychował, te które są ciężko chore, niepełnosprawne i fizycznie nie mają jak uciec od przemocowej matki, choćby chciały. To te, o których nie warto wspominać. Bo one nie chcą być ofiarami, bo dokonują transgresji, uciekając cudem od przemocowych matek, bo nie rozumieją, jak sprawne kobiety mogą chcieć być z przemocowcami, bo nie mają poczucia winy, nigdy się na tę przemoc przecież nie zgadzały, tylko nikt im nie pomógł. O nich się nie mówi, bo ci, którzy już mówią o przemocy, też należą do tych, którzy nic nie zrobili, nie pomogli im? 

 

Powszechnie widzi się jedynie przemoc partnera wobec sprawnej partnerki, choć do związku potrzeba chęci z obu stron. Nie mówi się o przymusowych relacjach, w których matki rodzą sobie ofiary, z którymi mogą robić, co zechcą, szczególnie jeśli te ofiary są niepełnosprawne i nie mają fizycznej możliwości, żeby się jakkolwiek bronić czy zwyczajnie wyjść z domu i nie wrócić. 

 

Ponad 80% ON doświadcza przemocy od swoich rodzin, głównie od matek. 

 

Jak ofiara fizycznie zależna od przemocowca ma od niego uciec? Jak ma zejść ze schodów, kiedy nie ma windy? Jak ma się sama podnieść z łóżka? Co ma zrobić, kiedy państwo dodatkowo sankcjonuje tę przemoc, płacąc za nią przemocowcowi zasiłkiem pielęgnacyjnym i nie kontroluje sytuacji?!

 

Ofiara sprawna może w każdej chwili zrobić to, o czym ofiara niesprawna może jedynie marzyć. Ofiara sprawna ma wybór przez całą dobę. Mało tego, może jeszcze pomóc jakiejś innej ofierze. I często nie robi tego. Jeśli tak będzie się przedstawiać ofiary przemocy, to jak można liczyć na jakiekolwiek wsparcie?! To zrobi więcej szkody niż pożytku. Te dziwne opisy brzmiały jak z Greya, nawet stylistycznie, jak zmyślone teksty harlekinów. Taka stylistyka ośmiesza ofiary przemocy. TAK NIE WYGLĄDA PRZEMOC!

 

Bardzo jednostronny obraz „ofiary”. W tej książce to zawsze sprawny, entecki partner bądź partnerka, czyli akurat osoby najmniej narażone na przemoc i jednocześnie takie, którym najłatwiej po prostu wyjść z domu i z relacji przemocowej. Takie, które mają dużo siły i chęci, żeby znosić przemoc, a nie takie, które nie są w stanie albo które od początku protestują i nie zgadzają się na przemoc. Ofiary, które nie mają żadnej możliwości obrony, są tu całkowicie pominięte. 

 

Jeszcze jedno: autyzm nie tłumaczy przemocy! Przemoc nie jest objawem autyzmu ani ZA! Jak psycholog może takie farmazony wypisywać?!

 

Najciekawsze są wywiady z ekspertami - ludźmi znającymi się na przemocy psychicznej, aczkolwiek też są stronnicze i tak jak wyżej napisałam, widzą jedynie przemoc w związkach miłosnych. To przykre, że najbardziej poszkodowanych się znowu wyklucza. 

 

Nie rozumiem sensu wstawiania do tej książki relacji osób, które same okazały się przemocowe, jak np. Alicja, która zastosowała przemoc ekonomiczną wobec skrzywdzonych kobiet. Po co udawała ofiarę? To było podłe. 

 

przez te pół roku

142. „Zdrój” Barbara Klicka

Krótka opowieść o pobycie młodej kobiety w sanatorium. Sanatoryjne schematy, w których nie można się odnaleźć. Strumień świadomości prawie jak u Bernharda. :)

 "Nie ma podjazdu. Tylko schody i dźwig dla wózków inwalidzkich. Żeby go uruchomić, trzeba iść do recepcji, po schodach, poprosić kogoś, żeby się pofatygował".


143. „Skazani na ciszę” David Lodge 

Powieść akademicka o profesorze lingwistyki, który ma problemy ze słuchem. Chwilami zabawnie, jak to u Lodge’a, ale sama postać mnie mocno dziwi. Zamiast uczciwie powiedzieć rozmówcy, że niedosłyszy, profesor okłamuje każdego rozmówcę, i to nie tylko w sprawie niedosłuchu, ale w każdym temacie, jaki porusza w rozmowie! Swoim zachowaniem - a nie niedosłuchem - powoduje różne sytuacje niekomfortowe albo wręcz niebezpieczne dla innych, bo zamiast dopytać, jeśli czegoś nie wie, dopowiada sobie jakieś zmyślne urojenia. Dlaczego NT, jak już muszą sobie dopowiadać te bzdury i zmyślać, nie zmyślą prawdy albo chociaż czegoś, co się o nią ociera, tylko wymyślają najbardziej absurdalne domysły??

W tej powieści nie ma ani jednego porządnego bohatera, którego można by polubić. Bohater-narrator - oszukuje ludzi jak NT. Ojciec bohatera to psychopata, który nie chce się leczyć, za to chętnie jest podły, wulgarny i zatruwa innym życie. Studentka bohatera - kolejna psychopatka niszcząca innym życie. Żona bohatera - nabiera się na psychopatyczny czar studentki.

Mądrych psów się nie tresuje, tylko trenuje albo uczy! A w książce mowa jest właśnie o tych 30% najinteligentniejszych psów, które zostają pomocnikami dla niepełnosprawnych, niewidomych i niesłyszących!

„Język jest tym, co stanowi o naszym człowieczeństwie, co odróżnia nas od zwierząt z jednej strony i maszyn z drugiej, co sprawia, że jesteśmy istotami świadomymi, zdolnymi do tworzenia sztuki, nauki, całej cywilizacji. Jest kluczem do zrozumienia wszystkiego”.

 

144. “Przeżyć” Elisabeth Revol

Revol opisuje okoliczności zdobycia Nangi i śmierci Tomka Mackiewicza. Nawet sobie nie wyobrażam, co czuła, a właściwie to na co on ją naraził. Opis jest dramatyczny! I znowu widać wyższość piszących kobiet nad facetami - to się czyta z wypiekami! Żaden wspinacz nie umie tak pisać.

Ta książka pokazuje, jak skrajnie Tomek był nieprzygotowany na tę wspinaczkę. Gdzie miał gogle, zapasowe rękawice, apteczkę, leki?? To zaowocowało śnieżną ślepotą, odmrożeniami rąk i obrzękiem płuc - to była śmierć samobójcza! Zrobił to z premedytacją. Ale po co dodatkowo narażał Elisabeth?! Ona jest niską, lekką, delikatną kobietą przy nim, to on powinien jej pomagać, a nie jeszcze się na nią zwalać! Nigdy nie miała szans go sprowadzić po poręczówkach, nawet Adam i Denis by tego nie byli w stanie zrobić.

Mackiewicz był na tej górze 4 razy! Myślę, że po prostu postawił wszystko na jedną kartę, był gotów umrzeć, byle tylko na nią wejść.


„Tomek sprawia wrażenie, jakby nigdy nie marzł, często nie wkłada porządnej czapki ani rękawic. Ja jestem trochę zmarzluchem, ubieram się na cebulkę, potrzebuję większego komfortu.

Tomek lubi iść sobie powoli, stawia nierówne kroki. Ja natomiast lubię prędkość, chodzę w nerwowym, ciągłym rytmie. Przed wyruszeniem na wyprawę Tomek trenuje bardzo mało. „Po jakie licho miałbym się męczyć bieganiem?” – śmiał się nieraz. Na dodatek lubi palić. W tym roku posłuchał mnie po raz pierwszy: w domu w Irlandii wieczorem po pracy trenował i, co najważniejsze, rzucił palenie.

Ja jestem inna, nie zdaję się na przypadek – wszystko przygotowuję, kalkuluję, ćwiczę jak zawodowy sportowiec, wypracowuję zasady bezpieczeństwa.

No właśnie – różnimy się też zdecydowanie podejściem do bezpieczeństwa wypraw. Tomek wierzy, że poprowadzi nas Fairy. Ja muszę wszystko obliczyć, przestudiować trasę, zwizualizować ją sobie przed wyjściem. Jednak gdy już jestem w drodze, mam ogromne zaufanie do własnej intuicji. Wyczuwam, którędy ma przebiegać nasza trasa, jak się poruszać we mgle, w lodowym labiryncie. Dostrzegam i zapamiętuję szczegóły rzeźby terenu, jestem w stanie odtworzyć moje kroki nawet w ciemnościach czy we mgle. W naszym zespole to ja najczęściej jestem z przodu, toruję drogę, lubię szukać przejścia lub je przewidywać. Nigdy nie czuję się zagubiona, rzadko się boję – bo przecież wcześniej przeanalizowałam wszystkie możliwości „ucieczki”, czyli zejścia przed zdobyciem szczytu, bo wyznaczyłam sobie maksymalną liczbę dni, które mogę spędzić na górze, bo obliczyłam, uwzględniając siłę wiatru, czas potrzebny na wejście i zejście.

Tomek nie zawraca sobie głowy prognozą pogody – po co się tym stresować, przecież czuwa nad nim Fairy. Porusza się w zgodzie z rytmem góry – jak mówi. Ja muszę znać prognozy z wyprzedzeniem, żeby planować przyszłość. On wie, że jest w stanie spędzić kilka dni na wysokości, do czasu aż się wypogodzi i będzie można podjąć wyprawę, medytując, żeby wydobyć z głębi siebie ukryte moce. Czuje, że jest w stanie stawić czoło burzy, ukryć się w lodowej jaskini, poczekać, aż wiatr się uspokoi – już tak robił. Ja wręcz przeciwnie, absolutnie potrzebuję prognozy, którą Jean-Christophe lub Ludo wysyłają mi codziennie, w przeciwnym razie robię się niespokojna. Myśl, że mogłabym z powodu złej pogody, piekielnych wiatrów utknąć na wysokości ponad sześciu tysięcy metrów, nad serakiem, po prostu mnie przeraża. Kiblowanie na dużych wysokościach wiąże się zresztą z niepotrzebnym ryzykiem, utratą siły i energii. Zawsze staram się jak najdłużej zachować na górze energię i trzymać tempo, żeby – gdy zła pogoda przeszkodzi mi przy pierwszym podejściu – móc szybko wznowić akcję. Różni nas też stosunek do kontaktu z naszymi bliskimi podczas wyprawy. Co dzień powiadamiam Jeana-Christophe’a, mojego męża, co się dzieje. Przed wyjazdem wspólnie ustaliliśmy taki modus operandi i dla dobra nas obojga skrupulatnie tego zobowiązania przestrzegam. Żeby móc się komunikować, zabrałam telefon satelitarny Thuraya, który musiałam zostawić w bazie, a także inReacha – komunikator i lokalizator GPS. To niedrogie urządzenia. Nie mam za to podczas wyprawy połączenia z internetem, umyślnie, żeby się odciąć od świata. Dzisiejsze nieustanne podłączenie wszystkich do sieci sprawia, że wbrew własnej woli jestem przesycona informacjami. Lubię się odłączyć od aktualnych wiadomości, od biegu świata, pobyć sam na sam z górami.

Tomek nie wziął żadnego urządzenia pozwalającego się komunikować. Telefon Thuraya, który miał podczas wyprawy w 2016 roku, zepsuł się po powrocie i tak już zostało. Tomek nie wysyła więc wiadomości swojej żonie Annie i upiera się, że to żaden problem. Wielokrotnie o tym rozmawialiśmy. Dlaczego zostawia Annę w takiej niepewności? Jego zdaniem to sposób na to, żeby ją chronić, właśnie z miłości nie chce wciągać jej w problemy, które ma na górze. Ja widzę to zupełnie inaczej. Gdybym nie odzywała się do męża, naraziłbym go na udrękę – czekałby, nic nie wiedząc, w wyobraźni tworząc najgorsze scenariusze. Na szczęście Anna jest w stałym kontakcie z Jeanem-Christophe’em, który natychmiast przekazuje jej wiadomości ode mnie!

Poza tym Tomek jest wręcz opętany przez legendę czy mit Fairy. Wydaje mu się, że podczas wypraw na Nangę porozumiewa się z tym górskim bóstwem. Kiedy tylko ma jakieś wątpliwości, uprzedza: „Porozmawiam z Fairy” – i oddala się na pewien czas. Potem wraca i mówi: „Zrobimy to a to, przejdziemy taką czy inną drogą”.

 

„To bóstwo albo cię akceptuje, albo odrzuca. Jeśli zobaczysz oblicze Fairy we śnie, to znaczy, że umrzesz na górze!”. Tak opowiadają mieszkańcy dolin wokół Nanga Parbat. Kiedy zrelacjonował mi tę historię, pomyślałam tylko: „No dobrze, średniowieczna legenda”. Ale Tomek w nią wierzy, zapewnia mnie, że Fairy przemawia do niego w snach, że jest jego przewodniczką”.

 

„Koniuszek każdego schowanego w rękawiczce palca pokrywa lodowa kapsułka. Nie mam już żadnych zapasowych rękawiczek. Wszystko zostawiłam Tomkowi. Gdyby zabrał ze sobą przynajmniej parę zapasowych rękawic, nie zamarzałyby mi teraz dłonie! Jak mnie wkurza w tej chwili ta borderline’owa strona jego osobowości”.

 

Książka nie wyjaśnia wszystkiego. Revol nie pisze, dlaczego tak długo czekała, zanim zaczęła schodzić, i dlaczego nagle przerwała schodzenie. Oraz dlaczego zdjęła jeden but?! Sam przecież nie spadł!

 

145. „Pokrzyk” Katarzyna Puzyńska

Uwielbiam ten cykl, ale to już przesada, że nawet w bardzo lekkim kryminałku rozrywkowym musi być co najmniej z 5 trupów, żeby była rozrywka. Naprawdę nie wystarczy jedna ciekawa, nieodgadniona zagadka? I dlaczego w tym tomie znowu wszystkie kobiety, poza Klementyną, są beznadziejne?

 

146. "Niedaleko pada trup od denata" Iwona Banach

Dżizas, Iwonka, jak Ty to robisz?! Sypiesz zabawnymi pomysłami jak z rękawa, a do tego te książki są świetnie napisane! Nie zdaniami pojedynczymi i równoważnikami, jak np. u Puzyńskiej. :D Lubię ten rodzaj absurdu jak u Chmielewskiej, jest dla mnie źródłem radości. :) I parę sensownych kobiet też się tu znajdzie, a ostatnio mi ich brakowało. Nie mówię oczywiście o demonicznych moherach. :D

 

147. "Życie od A do Z" Katarzyna Miller

Bardzo lubię książki Miller, najbardziej te z rozmowami, ale takie krótkie tekściki jej samej też. Tę już czytałam, ale nadarzyła się okazja - książka przyszła z biblio - więc z przyjemnością jeszcze raz ją przeczytałam. :)

 

148. "Głodnemu trup na myśli" Iwona Banach

Mam nadzieję, że to będzie długi cykl, bohaterowie tej książki są obłędni, łącznie z Myszką i psem Rafaelem. :D I to właśnie to sprawia (między innymi), że kocham książki Iwony, mimo że stosuje tricki, których w kryminałach nie znoszę - w I i II tomie nie dało się spekulować i domyślać, kto morduje, bo morderca nie występował w ogóle w książce (tak, zabił ktoś, kto się nie pojawił ani razu!), w II tomie dodatkowo są 2 Idalie, zamiast jednej, ale czytelnik o tym nie wie, bo przez całą książkę Idalia nazywana jest Niką.

 

No nie, obrożą na kleszcze nie da się zabić! One są delikatne, nie można nawet zapiąć mocno, bo zaraz pękają! Psa za nią też nie można złapać. Nie da się kogoś nią udusić!

Introwertyczki w większości statystycznie są wewnątrzsterowne, więc żadne matki i babcie im niczego nie wmówią! To ekstrawertycy są zewnątrzsterowni!

 

"padła na chodnik, zdzierając z niego do połowy kurtkę" - zdzierając kurtkę z chodnika?!

 

149. "Umorzenie" Remigiusz Mróz

Mając stalkującą matkę, próbującą mną manipulować i nieustannie podżegać do samobójstwa, ucieszyłam się, że taki temat będzie poruszany w tej książce. Normalnie tacy podżegacze są ignorowani przez policję i sądy, wszystko uchodzi im na sucho jak matce. A tu Chyłka doprowadziła do skazania bandyty! Cudownie! Co prawda zastanawiam się, jak w ogóle można ulegać takim manipulantom, podżegaczom, bandytom - no jak?! Przecież nie faszerują nas żadnymi lekami, które odbierałyby nam poczytalność. Nie wyobrażam sobie, żebym nie odpowiadała za jakiekolwiek zbrodnie tylko dlatego, że mam taką matkę! No ale cóż, nie można mieć wszystkiego. Wiem, że Chyłka wyzdrowieje, bo widzę, że są kolejne tomy cyklu, więc ten wątek mnie wkurzył. I nadal wkurza mnie Zordon, który notorycznie zachowuje się jak bachor - jakim cudem przez tyle lat nie dorasta?!

 

150. "Wyrok" Remigiusz Mróz 

151. "Ekstradycja" Remigiusz Mróz 

152. "Precedens" Remigiusz Mróz 

 Wadryś-Hansen znowu oskarża niewinną osobę, co za menda! Jakim cudem w ogóle nie wywalili jej z pracy po tym, co odwaliła w innym cyklu, po ukrywaniu bandyty, mordercy, latami?!

Tatulek gwałciciel jest chyba jeszcze gorszy!

 

W obu tomach Mróz ustami Kordiana podkreśla, że prawnika nie interesuje, czy klient jest winny, bo w obu przypadkach działałby tak samo. To obrzydliwe. Przecież to właśnie jest podstawa! Nikt o zdrowych zmysłach nie powinien się dobrowolnie zgadzać na obronę winnego! Zordon broni morderców i tkwi z związku sado-mas z Chyłką: ona sado, on maso. Co to za człowiek? Z dwojga złego w swoim otoczeniu wolałabym mieć Chyłkę, jest przynajmniej jasna i przewidywalna, wbrew temu, co autor chce, żeby czytelnicy o niej myśleli.

 

na Netflixie? Znowu?! Szczerbixie?! Będzie potrafił (w obu tomach!) - znowu?! Na litość boską, jak można non stop wtryniać te same byki?! I co Mróz musiał zrobić korektorom, żeby się powstrzymali przed poprawianiem?!

wszczną?! To forma dawna i według RJP już jej nie używamy! http://rjp.pan.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=1017:qwszczq-w-czasie-przyszym&catid=44&Itemid=145

W każdym tomie różne postacie mówią "A ja wiem?"

 

Xanax nie wyłącza emocji! Ani tym bardziej empatii!! Co to za bzdury autor wymyśla?! Nie robi researchu nawet w sprawach, które powinien sam wiedzieć bez sprawdzania.

Poczta z kolei NIE wyda żadnej przesyłki osobie nieupoważnionej, za skarby świata! Nie wydaje przecież opiekunkom, które mają upoważnienie imienne, i to napisane ręcznie przez upoważniającego albo wydrukowane z ich własnej strony!

 

Tropy: Ferdinand von Schirach

 

153. "Małe Licho i lato z diabłem" Marta Kisiel

Uwielbiam ten cykl! Uwielbiam go, mimo że Licha i Bożka nie da się lubić. Bożek ma takie fajne imię, fajnego ojca, fajne pochodzenie i wychowanie, fajną rodzinę - skąd się wziął taki niefajny? Bazyl odwrotnie. :)

 

Jekiełłek się odmienia! Bożydarze Antoni Jekiełłku!!

 

154. "Ogród świateł" Anna Klejzerowicz

Gnie cała 6-osobowa rodzina, morderca zbiegł. To kopia wydarzeń sprzed laty. Sama historia jak zwykle u Ani bardzo ciekawa, nie wiem, skąd ma takie pomysły! Ale wykonanie - też jak zwykle - mam wrażenie, że kuleje. Nie lubię stosowania technik uniemożliwiających domyślanie się, kto zabił, a Ania takich nagminnie używa. Morderca nie jest bohaterem książki, więc nie można samodzielnie rozwikłać zagadki, co jest przecież sensem kryminału. Pojawia się na końcu i... po prostu opisuje całą historię.

 

dzi-ało, mi-asteczku, prz-elecieć, chci-ała, szk-lanka, rozc-zochrana, tk-wili - tego rodzaju przeniesienia na każdej stronie po kilka razy. Tego składacza wydawca powinien dawno zwolnić i jeszcze jakąś karę nałożyć za zniszczenie pracy korektora i redaktora.

 

nie będzie potrafiła - co to za durna moda jakaś?!

z wielkiej litery

 

155. "Osiedle odmieńców" Anna Klejzerowicz

Ania chyba lubi mordować całe rodziny, bo to już 3. raz z rzędu, jak ginie cała rodzina. Za każdym razem to się odbywa inaczej - jedna była wyrżnięta, druga zastrzelona, trzecia spalona żywcem. Ale mi się to podoba. :P Lubię jej kryminałki. I fajnie, że bandytów spotyka to, co powinno, a nie sanatorium na koszt podatników.

 

Aczkolwiek w tym tomie jakoś dziwnie utrwala stereotypy. Przecież to nieprawda, że jak ktoś chce się zabić, to o tym nie mówi! Przeciwnie! Ponad 80% samobójców mówi wcześniej o tym zamiarze! Psychopata - to nie morderca, nie bandyta. Statystycznie ponad 95% więźniów to tzw. normalni, a nie psychopaci. Psychopaci mają różne wyjątkowe talenty i bardzo rzadko bywają bandytami - bez porównania rzadziej niż nie-psychopaci. Ania powinna zrobić research i uświadamiać czytelników! Jak każdy pisarz!

 

156. "Gerda" Adrian Macho

Przepiękne książeczki dla dzieci, tzn. wcale nie mam pewności, czy dla dzieci - dzieci tak pięknie nie tworzą ani nie doceniają sztuki niestety, a tu są wyjątkowe ilustracje, a do tego - w przypadku "Gerdy" - są wydrukowane na zwykłym papierze, nie na kredowym! Czyli da się drukować piękne kolorowe ilustracje na tanim papierze! Dlaczego wydawcy robią to tak rzadko? "Gerda" jest tłumaczona przez Maję Lidię Kossakowską! A ilustracje są tak cudne, że nie mogę oderwać od nich oczu. Są tak zrobione, że wyglądają na 3D. Treść pozostawia trochę do życzenia - podtrzymuje mit, że Eskimosi nadal mieszkają w igloo, a wiem, że mają już dość tych zabobonów. Od dziesięcioleci to już przecież nie jest aktualne.



 

157. "Najpiękniejszy ogródek Borsuka" Marsha Diane Arnold

I tu też przepiękne ilustracje - ale to już oczywiste, bo tylko dla nich wypożyczam książki dla dzieci, żeby poznawać nowych ilustratorów, artystów. Te książki są jak komiksy! I tu nie mogę się przyczepić do treści. :)




 

158. "Odwagi, zajączku" Nicola Kinnear

To też pięknie ilustrowana książeczka, ale już w tytule, na okładce, błąd! Treść też z mankamentem. Opowiada o przyjaźniących się zajączkach. Jeden obraża się na drugiego tylko dlatego, że ten boi się wyjść z domu. I zamiast mu pomóc przełamać ten strach, zostawia go samego i biedak sam musi przełamywać lęk. Tak nie robią przyjaciele!

 

159. "Zranić marionetkę" Katarzyna Grochola

Wow, nie spodziewałam się po Grocholi tak dobrego kryminału! Był najlepszy z tego miesiąca, a przeczytałam ich sporo. Natan i Weronika przypadli mi do gustu, świetne postacie, życzyłabym sobie dalszych tomów! Bo mam nadzieję, że to będzie cykl, a nie tylko pojedynczy wypadek przy pracy. :)

 

Jedyne, co mnie zirytowało, to znowu - utwierdzanie bzdurnych i bardzo niebezpiecznych stereotypów: ChAD nie powoduje, że ktoś staje się mordercą!!!! Jak można w ogóle coś takiego sugerować?! Jak PISARKA może coś takiego sugerować, wiedząc, co ludzie z tym potem zrobią, jak wykorzystają, żeby krzywdzić ludzi i tak już cierpiących, bez powodu. Niewybaczalne!

 

nic ją nie obchodzi, mamy takie same zdanie

 

160. "Książę w cukierni" Marek Bieńczyk 

Prześliczna historyjka o szczęściu Wielkiego Księcia z jeszcze piękniejszymi ilustracjami Joanny Concejo.

 

161. "Wilczki" Józef Wilkoń & Svenja Herrmann 

Dziś był dzień książek obrazkowych - to kolejna z cudownymi ilustracjami, tym razem Wilkonia. Jego zwierzęta, las, woda to absolutne cuda!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz