sobota, 16 maja 2020

Sny

Dziś 2 sny. W pierwszym tata wiezie mnie na motocyklu wąską ścieżynką zarośniętą trawą, a po obu jej stronach sady z jabłoniami. Za sadami domostwa, w dość dużym oddaleniu. Zatrzymujemy się i próbujemy jabłek wielu odmian.

W drugim śnie zima. Pamiętam tylko urywki. Jadę autobusem miejskim po Warszawie, która nie wygląda jak w realu. Autobus wspina się pod wielką górę, po obu jej stronach widzę budynki. Jest już prawie ciemno.

Migawka. Wysiadam, idę do księgarni, kupuję dużo książek i niosę je w plecaku. Wchodzę do kawiarni, w której spotykam się z Jędrzejem. Rozmawiamy o książkach jak za dawnych czasów, jakbym nie miała demencji, mimo że w tym śnie poruszam się o kuli.

Migawka. Znowu jadę tym autobusem, tym razem z dwoma dziewczynami, których nie znam - ale w tym śnie je znam i lubimy się. Mam rękawiczki, ale ręce mi zamarzają.

Migawka. Potem nagle znajduję się w domu jednej z dziewczyn, która próbuje mi zdjąć te rękawiczki i opatrzyć odmrożenia, ból jest nie do zniesienia.

Kolejna migawka i jesteśmy u kogoś innego, kto daje nam jakieś dania na wynos na własnych talerzach, z własnymi sztućcami. Jesteśmy bardzo głodne. Myślę, że to rodzina jednej z dziewczyn.

Migawka - w jakimś innym mieszkaniu próbuję posegregować wszystko, co muszę oddać - te naczynia, sztućce, a także... szczury. Po mieszkaniu biega kilkanaście szczurów. Mam kilka klatek, do których muszę je połapać, ale klatki się nie domykają i szczury ciągle uciekają. Drzwi od balkonu też się nie domykają, są zasuwane i podwieszone, wiszą kilka cm nad podłogą, więc szczury mogą się z łatwością przecisnąć na balkon i spaść z wysoka. Przez tę szczelinę widzę, że jesteśmy na ogromnej wysokości, w jakimś wieżowcu, widać panoramę całego miasta, jest ciepłe lato (to ciekawe, bo przed chwilą była śnieżna zima).

Te szczury nie są moje, w pomieszczeniu są też ich właściciele, ale mają je w nosie, tylko ja jestem zainteresowana tym, żeby nic im się nie stało, ale ich łapanie trwa w nieskończoność, bo one ciągle uciekają. Muszę się śpieszyć, boję się, żeby nie wyszły na balkon. Są śliczne i łagodne, w różnym wieku, różnej wielkości, różnej maści.


***
Często śnią mi się moi kochani zmarli - babcia, dziadek, tata, przyjaciele z przeszłości, Sara; Jędrzej przyśnił mi się pierwszy raz, w miesiąc po swojej śmierci. Te sny ze zmarłymi zawsze są dobre, piękne, ciekawe.

Po przebudzeniu od razu zobaczyłam w głowie kolaż, jak z tatą jedziemy tym motocyklem, ale wiadomo, że go zapomnę, bo przecież nie mogę nic wydrukować. :/ Ta drukarka niszczy mi życie bardziej, niż mogłabym przypuszczać. :/

A po przebudzeniu, dosłownie w 30 sekund, zaczyna się neuralgia. Zdążyłam raptem dojść do łazienki, a tam już ból i szczękościsk. To się nigdy dotąd nie zaczynało tak szybko. :(


***
Rika znalazła dziś takie cudo! "Princess Daga" by John Bauer, 1907. Idealna do jakiegoś kolażu albo art journala. :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz