poniedziałek, 31 sierpnia 2020

49


132. "Ruiny czasu" Wiesław Jaszczuk & Dariusz Czaja
Arcyciekawe rozmowy dwóch ciekawych osobowości o filmach, teatrze, balecie, muzyce, przekładzie, literaturze, Eleusis itd. Na sam koniec Jaszczuk zburzył całe dobre zdanie, jakie o nim miałam, twierdząc, że ateizm jest nieracjonalny. Jednak rozległa wiedza nie powoduje, że człowiek mądrzeje.

Tropy: filmy Bergmana (nie wszystkie widziałam!) i Yasujiro Ozu, "Gepard" Lampedusy w tłum. Kasprzysiaka, Maryla Falk, Heubeck: uprawomocniony subiektywizm

Moi polihistorzy (tylko tylu, ile mi się od razu przypomniało pod wpływem tej książki): Ireneusz Kania, Cezary Wodziński, Jędrzej Polak, Krzysztof Rudowski, Krzysztof Rutkowski, Tadeusz Komendant, Marek Bieńczyk, Bohdan Pociej, Dariusz Czaja, Stefan Chwin, Paweł Huelle, Jolanta Brach-Czaina, Walter Benjamin, Emil Cioran, Gabriel Liiceanu, Anne Fadiman, Barbara Łopieńska, Karl Kerenyi, Wojciech Karpiński, Michał Paweł Markowski

133. "Świt, który nie nadejdzie" Remigiusz Mróz
Wyjątkowo ciężko czytało mi się tę książkę, co mnie mocno zdziwiło, bo Mróz przyzwyczaił mnie do tego, że jego książki czyta się błyskawicznie, nawet jeśli są słabe - to i tak wciągają. Ta niestety nie, mimo że temat mi bliski, bo klimaty przedwojennej Warszawy uwielbiam. Kalinowski tak cudownie o niej pisze! U Mroza wiedza o tym, że to Warszawa przedwojenna, jest do niczego niepotrzebna, bo Warszawa nie jest bohaterką książki, a szkoda. Nie ma słowa o mieście, za to jest masa zbędnych szczegółów - na co mi wiedza, kto produkował pistolet, z którego ktoś strzela, i ile mieści nabojów w bębenku, skoro ta wiedza nie wnosi nic do lektury? To - nomen omen - strzelba, która nie wystrzela i takich strzelb jest tu mnóstwo. Coś tu nie wyszło. Wolę kryminały cykliczne.

Ale podoba mi się - bardzo! - że autor już w tytule zdradza zakończenie!

będę potrafiła?! Co za okropna moda ostatnio panuje, żeby takie byki wprowadzać do książek. :(

134. "W cieniu prawa" Remigiusz Mróz
Tym razem to coś w stylu kryminału retro, lata 1910. I jest to znacznie lepsze niż "Świt", choć fabuła jest tak pokręcona jak w komedii kryminalnej, ale autor chyba nie chciał, żeby to jednak była komedia. Podobali mi się bohaterowie. I - co się rzadko zdarza - także happy end.

135. "ja, czyli Ja" Krystyna Piotrowska & Agnieszka Taborska
Katalog wystawy kolaży Krystyny Piotrowskiej. Rozczarowały mnie gabaryty tego katalogu, bo to taki cieniuteńki katalożek, a cena jakby to był wielgachny album. Ale same kolaże są przepiękne, bardzo w moim stylu. Chętnie zapoznam się z inną twórczością autorki!

Schopenhauer mawiał, że ten, kto częściej mówi "ja", ten jest głupszy.




136. "Dziennik roku chrystusowego" Jacek Dehnel
Czytam ten dziennik, podążając za tropami, przeglądam obrazy de Chirica, a w tle leci "Only Lovers Left Alive" Jarmuscha.

Świetny pomysł na dziennik, ale czuć, że pisany na zamówienie, jakby autor chciał na siłę zabawić czytelnika. To nie jest jego prawdziwy dziennik, jak kiedyś się pisało, i to czuć. Szkoda, aczkolwiek czyta się świetnie, bo autor ma dobre pióro, i nawet trudne tematy umie poruszyć tak, żeby się chciało przeczytać i przemyśleć; i jak zawsze poznanie czyjegoś punktu widzenia i czyichś spostrzeżeń mnie ciekawi. Na początku przez chwilę brzmiało to trochę jak bernhardowski strumień świadomości (i być może celowo, bo później autor wspomina, że pisząc ten dziennik, czyta właśnie Bernharda), ale potem na szczęście przestało. Jest całkiem niezły, choć pokazuje takiego Dehnela, jakiego trudno polubić. Ale ma ciekawe spostrzeżenia i ciekawe życie. I pokazuje, że nie trzeba wcale pisać prywatnie i wałkować bebechów, żeby było ciekawie.

Lubię jego opisy podróży, zwiedzania, muzeów, ale nie lubię opisów ludzi. Bardzo często w opisie ludzi musi koniecznie dodać coś złośliwego, np. nie wystarczyłoby napisać, że knajpę prowadzi para lesbijek, albo nawet para starszych lesbijek, musiał, koniecznie musiał napisać, że to były podstarzałe lesbijki. Niepełnosprawni to też nie niepełnosprawni, tylko inwalidzi. Fan to "niski facecik", ktoś inny to "długonoga lalunia" albo "z lotniska odbiera mnie rozrosła Polka" (ktoś mu robi przysługę, a on za to tego kogoś obraża; w oczy pewnie kłamie, że jest wdzięczny) itp. To są pejoratywne określenia, więc dla ludzi, którzy nic złego nie zrobili, którzy nie są czarnymi charakterami - obraźliwe. Po co obrażać kogoś, kto na to nie zasłuży? I to jeszcze z taką lekkością, jakby to było normalne?

Huelle, Robin i wszystkie odmienne nazwiska i imiona się odmieniają! Ale Crabtree się akurat nie odmienia!
Dziadoskie, czyli zamiast czy li, skład tragiczny, na każdej stronie po kilka takich kwiatków: prz-erzedzające, Kubrick-iem, ustaw-ionych, obdar-zonym

Tropy: Giorgio de Chirico (i właśnie konie najbardziej mi się u niego podobają; budynki w jakimś stopniu przypominają mi Hoppera)

"Skłonna była wybaczyć wszystkie przekroczenia prawa, które nie skutkowały cudzą krzywdą, miała za złe każdą krzywdę, nawet jeśli była zgodna z prawem. Od rzeczy dużych po małe".

Od tygodnia mam krew w pocie, co zdarza mi się pierwszy raz w życiu, a w tej chwili czytam: "Hematohydrozja, czyli krwawy pot, występuje niezwykle rzadko: przy stresie granicznym, ale nie panicznym, jakby siła, która nie może ujść w krzyku, w rozpaczy, w miotaniu się, rozrywała naczynia krwionośne tak, że krew przenika do gruczołów potowych".

"Po drodze czytałem Rzeczy nienasycone Czcibor-Piotrowskiego; poleciła mi je Beata Stasińska za ostatniej wizyty na Foksal; wprawdzie nie mogła znaleźć egzemplarza, żeby mi go podarować, ale gorąco polecała; kupiłem więc. Dziwna, dziwna książka. Zesłanie i dzieci – samograj, wiadomo, w dodatku ze wspomnień własnych. I do tego... chciałem napisać „budząca się seksualność”, taki banał strzelić, ale przecież jaka tam budząca, to jest seksualność dzika i rozbudzona do granic możliwości, dzieci polskie, żydowskie grzmocą się jak burza nad rżyskiem, strach przewrócić kartkę, że zaraz będzie kolejna scena seksu. A są to sceny nieinteresujące w większości, ale chyba bardzo ważne dla autora – wyglądają, zwłaszcza przez swoją totalność, przez ciągłe powracanie do opisów dziecięcych ciał, kompulsywnie, jak urywki z powieści porno".

"Wynalazek darmowych rozmów telefonicznych zniszczy naszą cywilizację".

"Czytam z wielkim mozołem, czytam, bo muszę, Ostatnie rozdanie Myśliwskiego, co dziesięć stron przysypiam; męczy mnie koszmarnie to nagromadzenie komunałów, myśli z pozoru tylko głębokich, w rodzaju „ach, czy człowiek może być wolny”. Może, nie może – jaki pożytek z tego ustalenia? Opisać – ha, opisać wolność, brak wolności, to są zadania dla literatury, a nie głodne jednoznacznej odpowiedzi dylematy".

Trochę mnie przeraża ten fragment: "I jeszcze to: kto dziś w Polsce, poza biskupem, na określenie podrywania, romansowania, seksu użyłby słowa „lgnięcie”? Przecież to jest jakieś średniowiecze językowe, to w ogóle koło żywej polszczyzny nie leżało".

137. "Młodszy księgowy" Jacek Dehnel
Zbiór tekstów o książkach, bardzo nierówny. Nie uważam oczywiście, że żaden pisarz nie ma prawa pisać czasami słabiej, ale jak się robi wybór tekstów tematycznych, to chyba powinno się wybrać te najlepsze.

Tu znowu "matka kaleka" - za co Dehnel tak nienawidzi ON?!

Zawsze mnie rozbawia, kiedy ktoś, kto pisze taką prozę, jednocześnie nie umie dostrzec kiczu własnych wierszy. Krytykuje innych wydających poezję - że większość wierszy ukazuje się niepotrzebnie - ale sam te niepotrzebne wiersze/utwory wierszopodobne publikuje. Bo są jego. Podwójne standardy.

138. "Poza światłem" Wojciech Kuczok
Mikrodziennik grotołaza i podróżnika, bez dat. Napisany sprawnie, jak to u Kuczoka, ale jakoś mało interesująco. Najbardziej podobał mi się fragment, kiedy autor pisze, że nie ryzykuje bez sensu, jak to ma w zwyczaju wielu wspinaczy. Że woli żyć brzydko, niż "umrzeć pięknie", że w ogóle nie podoba mu się ten mit pięknej śmierci wspinacza. Że woli wykopać nowe wyjście z jaskini, niż wracać tym, w którym były pająki. Książka zawiera wiele zdjęć, szkoda, że B&W, ostatnie właśnie przedstawia pająka. Autor, który sam ma arachnofobię, postanowił zrobić na złość innym, żeby też cierpieli. Ech, ale to złośliwe. Więc ja ostrzegam - jeśli ktoś ma arachnofobię, niech nie czyta.

pod rząd

Powiedzenie "do widzenia" albo zapytanie "czy się gdzieś widzieliśmy" nie jest gafą wobec osoby niewidomej. Mitygowanie się z tego powodu - jest.

139. "Osiedle RZNiW" Remigiusz Mróz
Jaka dziwna książka! Napisana dziwnym językiem, treść też dziwna, trudno powiedzieć, czy to jakiś horror? Fantasy? Autor sobie wymyślił, że to halucynacja morduje, kradnie, wysyła wiadomości. Halucynacja! Dostała nagle kształtu fizycznego i robi fizyczne, realne rzeczy. To tak jakby mój halunowy różowy słoń ze szpitala nagle zaczął robić materialne rzeczy, np. ukradłby mi komputer. Bo u Mroza halucynacja robi autentyczne rzeczy! Nie zrozumcie mnie źle. Bohater nie ma osobowości wielorakiej i to nie jego wielorakie osobowości to wszystko robią. Bohater ma halucynację. Wyhalucynował sobie Sojóza i to halucynacja naprawdę morduje i kradnie. Takie rzeczy to tylko w fantasy chyba?

Inne wydawnictwo, a byków tyle samo! na wixie, w wixiarniach

140. "Dziki robot" Peter Brown
Przeurocza bajka dla dzieci - niby tych najmłodszych, ale jednak dla tych mądrzejszych, bo wymaga długotrwałego skupienia i myślenia. Ma ponad 250 stron tekstu, a nie same ilustracje. Dużo mądrości w tej bajce i postaciach, za to nie ma moralizowania. Ilustracje są prześliczne, ale w oryginale, bo w tym wydaniu zepsuto ich jakość drukiem czarno-białym.



wtorek, 18 sierpnia 2020

48


118. "Pokaż mi swoją bibliotekę" Aleksandra Rybka
Ta książka to w zasadzie nie zbiór wywiadów, a ankiet czytelniczych, przypominały mi ankiety Giedroycia z "Kultury", które zadawał znanym pisarzom (a potem w listach dopominał się, np. u Bobkowskiego, o wypełnienie). Ankiety dotyczyły domowych biblioteczek i zwyczajów czytelniczych i były tym ciekawsze, im ciekawszy był rozmówca. Niektórzy z nich bardzo mnie rozczarowali. To ciekawe, że najwięcej do powiedzenia o czytnikach (złego oczywiście) mieli ci, którzy najmniej o nich wiedzieli. Ci sami mieli bardzo zamknięte, sztywne umysły, aż nie do wiary, że pisarz może mieć tak usztywniony umysł, tak sztywne, ukierunkowane myśli, bez żyłki ciekawości czy choćby uczciwości nakazującej sprawdzić to, o czym się ma zamiar pisać/mówić. To bardzo podważa ich wiarygodność jako pisarzy. No i to wstyd!

Mimo wszystko czytało się całkiem szybko i wynotowałam wiele tropów, także znanych mi już, ale takich, do których chciałabym po latach wrócić.

Okładka tej książki okazała się idealna, żeby ją zalterować! Nie wiem, czemu nie robiłam tego wcześniej, przecież alterowanie okładek dzienników, art journali, smashów, notatników jest takie normalne i oczywiste, więc czemu inaczej miałoby być z książkami? Szkoda, że nie mogłam znaleźć crazy szczurów, ale crazy dogs też są ok!
                       
Tropy: Patricia Highsmith, Lucyna Kirwil, Sylwia Chutnik: kolaże i Barłóg Literacki na YT, Henry Purcel Fantazja na zespół viol da gamba, Jan Dismas Zelenka, Michał Cichy, "Pani Bovary" w tłum. Engelkinga; Mikołajewski o Ginczance; "Karolcia", Jakub Szamałek, "Dzika biblioteka", "Mio, mój Mio", "Za złotą bramą", Yee-Lum Mak, Gorey, Julian Barnes, Lodge, "Narzeczona Schulza", "Tłumacz między innymi", Sabato, "Fantastyczny atlas Polski", Łazarewicz, A. Kościów, Kosik "Różaniec", BukBuk.pl, odświeżyć Cortazara, "Wynaleźć samotność", Lisa Halliday "Asymetria", "Bierny wampir" Luka, Bargielska, poeci: T. Bąk, "Dziecko z darów", Maciej Robert, "Atlas wysp odległych", "Przygody Alinki w krainie cudów"

"Jeżeli czytasz to samo co inni ludzie, potrafisz myśleć tylko tak jak oni". H. Murakami
                       
"Dzieci mają taką przypadłość, że nawet jeśli nie marudzą czy nie płaczą, wydają mnóstwo dźwięków". A. Gęścińska

"Romans z literaturą jest poliamoryczny. To taka szczególna więź miłosna, w której ma się zastępy kochanków i nikt nie ma o to pretensji". J. Jarniewicz


119. "Księgarenka przy ulicy Wiśniowej" antologia
Początkowo sądziłam, że to będzie jedna historia - każdy rozdział pisany przez inną autorkę. Ale to jest zbiór oddzielnych opowiadań, których punktem wyjścia jest właśnie likwidowana księgarenka Alojzego. Każdy z bohaterów otrzymuje od niego jakąś ważną książkę, która zmienia jego życie. Opowiadania są dość różne, i lepsze, i gorsze (od razu wiem, czyich książek nie czytać - tak, aż tak), występują w nich też dzieci i święta, czyli to, czego najbardziej nie lubię, jeszcze tylko kotów brakuje - i nie każdy taki temat dźwignął. Bo żeby o świętach i dzieciach napisać dobry tekst, to trzeba niemałego talentu, świetnego pióra i doskonałego pomysłu. Trzeba mieć wszystkie 3, a nie każdy autor to ma. Jednak wystarczająco wielu autorów z tego tomu miało wszystkie 3 cechy, żeby postawić 4. :) Muszę też zaznaczyć, że taką antologię lubię znacznie bardziej niż taką składającą się z opowiadań zupełnie ze sobą niezwiązanych.

"Człowiek bez książek jest jak snajper bez lunety. Nie widzi celu". R. Mróz

120. "Dobrze się myśli literaturą" Ryszard Koziołek
Eseje o książkach i literaturze - całkiem ciekawe i pełne tropów.

Tropy: Aniela Pająk "Autoportret z córką" (kochanka Przybyszewskiego), Stanisława Przybyszewska, Bieńczyk (nowe książki, których nie znam!)

121. "Aseksualność. Czwarta orientacja" Anna Niemczyk
To pierwsza w moim życiu książka o aseksualności. Do tej pory nie wiedziałam, że jestem jakaś inna w tym zakresie, że aseksualność to problem, że można go wyolbrzymiać, że wymaga wyautowania i specjalnych stowarzyszeń. Na litość boską, to normalna rzecz! Normalna orientacja! Czy seksualiści się wyautowują? Nie? To po co aseksualni mieliby to robić? Nie rozumiem takiego podejścia. Cieszę się, że książka powstała, bo społeczeństwo mamy w Polsce średniowieczne i wstyd mi w takim żyć (i za to wysoka ocena), ale to właściwie wszystko. Nie dowiedziałam się nic nowego - same znane i oczywiste rzeczy. Nie zdziwiło mnie, że wielu aseksów nie identyfikuje się z organizacjami LGBTA, skoro te organizacje z zasady opierają się na seksie, a nie na jego braku - rozumiem ich doskonale, to logiczny argument! Ciekawe były opowieści ludzi i fajnie, że autorka porozmawiała ze specjalistą, ale najczęściej byłam zszokowana, czytając tę książkę:
1. Szok, że sami aseksualiści stwarzali sobie tyle problemów, których by nie mieli, gdyby ich nie stwarzali.
2. Szok, dlaczego w ogóle autorce przyszło do głowy, żeby pytać o zdanie... księdza?!
3. Szok, że ksiądz ukrywa swoje imię i nazwisko.
4. Szok, że forum AVEN jest tak bardzo ukryte przed aseksualistami, że google go nie znajduje, a podobno jest to forum właśnie dla nich!
5. Szok, że autorka - psycholożka przecież! - nie wie, że as to ASperger! I że statystycznie to właśnie asy częściej są aseksualne niż NT (nie ma o tym ani słowa, nie ma też historii żadnego aseksualnego ASa).
6. Szok, że ludzie z szarej strefy nadal są nazywani aseksualistami, mimo że nimi nie są.
7. Szok, że środowisko LGBT wyklucza i dyskryminuje A jako "nieprawdziwych", a przecież to właśnie oni sami nie są "prawdziwą" mniejszością! Polacy to w jakichś 99% właśnie seksualiści, więc jak mieliby być mniejszością?!

Tropy: forum AVEN

122. "Manaslu" Monika Witkowska
Pamiętnik z 2-osobowej kobiecej wyprawy na Manaslu. Całkiem nieźle się czytało. Choć może książka nie jest napisana dobrym językiem (już tyle w życiu czytałam, że nie zgadzam się na zejście poniżej pewnego poziomu, niestety pisarze się nie wspinają, więc książki o wspinaczce na ogół są napisane słabo), ale to pamiętnik, blog, więc taki język można trochę dopuścić. Sporo tu ciekawych spostrzeżeń, osobistych wrażeń, których zawsze brakuje mi w książkach o wspinaniu pisanych przez facetów. Oni są jacyś ślepi, niemal nigdy nie piszą o niczym ważnym. Monika natomiast zaspokaja ciekawość laika i opowiada o drobiazgach dnia codziennego w górach albo o kradzieżach, których dopuszczają się Szerpowie (czemu dotąd nikt o tym nie pisał?). I wszystko na bieżąco, z dnia na dzień, a nie wiele dni po fakcie. Do tego przepiękne zdjęcia!

123. "Moc uczuć. Wstyd" Katarzyna Miller
Książeczka dla najmłodszych dzieci o różnych aspektach wstydu. Fajnie, że takie książeczki piszą psychologowie, którzy wiedzą, co piszą.

124. "Nasz azyl" Marta Józefczyk
Zamówiłam tę książkę w zasadzie tylko dla przepięknych ilustracji, bo historię Żabińskich, zoo i ratowania ludzi znałam już z książki oryginalnej (i polecam!).

125. "Znikanie" Izabela Morska
Filipiak opisuje swoje roczne zmagania z... chorobą? Sama nie wiem, jak to nazwać, cały czas czekałam na jakieś silne objawy, bo autorka tworzy nastrój grozy, jakby działo się coś niezwykłego, a te objawy, które opisuje, w ogóle na to nie wskazują (to objawy, które w EDS6a ma się na co dzień i się je ignoruje, bo gdyby się chory zajmował każdym bzdetem, to pewnie by umarł ze zgryzoty, więc zajmuje się tylko najgorszymi objawami, uniemożliwiającymi życie). Nie mogę uwierzyć, że taka 500-stronicowa kniga powstała tylko dla... boreliozy. Wszystkie opisane objawy to objawy, z którymi się żyje, a nie umiera, a już tym bardziej nie histeryzuje się. Nie mogę uwierzyć, że dla psychosomatycznych objawów autorka chciała wyzyskać system orzecznictwa dla ON, dobrze, że nie zabrakło na jej drodze także uczciwych ludzi i lekarzy, którzy jej uzmysłowili, że to niemoralne (i sama się do tego przyznaje). Mam nadzieję, że Dragona, program do pisania dla ON, przekazała jakiejś naprawdę potrzebującej osobie i uświadomiła sobie, że ON muszą tak żyć na co dzień i zmagać się z takimi niedorobionymi programami, a nie mogą sobie wmówić, że są zdrowi - i wyzdrowieć na zawołanie, jak autorka. Nie mogą też pracować, prowadzić auta, wychodzić z domu, chodzić na tańce, wyjeżdżać zagranicę na rozmaite stypendia, chodzić po schodach, ubierać się samodzielnie, nie mają siły na leczenie i użeranie się z NFZ i lekarzami.

Zabrakło mi zakończenia - tak naprawdę nie było nawet diagnozy boreliozy, a objawy same minęły, bez leczenia, jakby psychiatrzy, z którymi autorka rozmawiała, mieli jednak rację i to wszystko to tylko psychosomatyka. Inaczej przecież nie znikłoby samoistnie. Ocena wysoka, bo autorka sprawnie opisała realia NFZ, odzywki lekarzy, ruletkę absurdalnych badań, zamiast normalnej diagnostyki i leczenia. W tym przypadku to była psychosomatyka, ale lekarze używają tego rodzaju odzywek i oszustw również wobec naprawdę ciężko chorych ludzi! Marzę o takiej książce napisanej przez osobę z EDS6a, ale one są w zbyt ciężkim stanie, żeby coś takiego napisać.

"Jednak uporczywie wywołuje mi się w pamięci scena z obozowego filmu, kiedy więźniowie przechodzą przez selekcję i ma się tylko kilka sekund, żeby powiedzieć: Jestem tłumaczem, znam niemiecki, grecki i włoski. Albo: Umiem grać na skrzypcach, grałam w orkiestrze narodowej. W tym momencie i w każdym późniejszym nie wolno nam oglądać się na tych, którzy zostają z tyłu. Bo system medyczny, który właśnie nas przetwarza, jest jak ten w Auschwitz. Przetrwają go tacy, którzy dostają paczki od rodziny, potrafią wzbudzić sympatię, mają talent do nawiązywania znajomości, potrafią tworzyć sieci wsparcia, pionowe, te z lekarzami, ordynatorami, oraz poziome, z innymi pacjentami, mają refleks i potrafią się zmobilizować w ekstremalnych sytuacjach, zachomikowali sobie przedmioty, które mogą okazać się cenne dla innych, mają wolę, żeby zbierać półsłówka, wzmianki, wskazówki i układać sobie z nich przewodnik".

[A ja jestem dumna, że się oglądam, i nie tylko oglądam, ale i podaję rękę, pomagam wejść na mój schodek, dzielę się wiedzą, ratuję komuś życie; nie zdziadziałam, nie stoczyłam się nawet w czasie stałego zagrożenia życia i zdrowia; nawet jeśli nie mam szans]

126. "Moc uczuć. Radość" Katarzyna Miller
Kolejna książeczka z serii "moc uczuć", równie dobra jak poprzednia.





127. "Przyjaciele myszki marudy" Steve Smallman
Czytałam tę książkę wyłącznie dla ilustracji, ale okazało się, że treść też niczego sobie. Pokazuje najmłodszym, że wielu wyzywa niewinnych kompletnie bez powodu, mimo że ci udowadniają działaniami, że na wyzywanie nie zasługują. Tu akurat tytułowa myszka jest wyzywana od marud, mimo że to właśnie ona jest uczynna i pomocna, i udowadnia to na każdym kroku, choć mogłaby olać małego borsuka, bo źle się zachował wciskając tyłek do jej domku. Niestety w życiu nie dostaje się tego, na co się zasługuje.

128. "Spod kozetki" Gary Small & Gigi Vorgan
Opowieści psychiatry o jego pacjentach z ciekawymi zaburzeniami. Porównuje się tę książkę do genialnych książek Sacksa, ale to porównanie jest o wiele za bardzo przesadzone. Czytało się ciekawie, ale to nie Sacks i nie ma żadnych do niego odniesień.

129. "Berdo" Anna Cieślar
Tytułowy Berdo to bieszczadzki kłusownik, zaprzeczenie dobrego człowieka. Jego syn, 7-letni Radek, tę "dobroć" odziedziczył chyba po nim, mądrością też nie grzeszy. Jedyna pozytywna postać (ale nie czarno-biała) tej powieści to Szczurek, niby przyjaciel Berda, ale to bardzo dziwna przyjaźń. Bardziej wydaje się przyjacielem Radka. Cała historia to opowieść o więzi tej trójki. To byłaby znakomita książka, gdyby nie Radek, nie byłam w stanie go znieść, irytował mnie bardziej niż kłusownik i jakakolwiek inna postać jakiejkolwiek innej książki, w każdym razie nie mogę sobie nic gorszego przypomnieć.

130. "Złota karta" Rafał Kosik
Sięgnęłam po tę książkę z polecenia Agi Kolano. Ponoć świetnie naświetla sprawę pieniędzy, kart i wydawania - dzieciom. Ale tak nie było. Czytelnik jest traktowany, jakby był zwyczajnie głupi (przypisy!), brakowało jakiegoś morału, jakiejś głębi psychologicznej. Jedyny myślący dzieciak tu to Albert - bo akurat ma ZA (i chwali się, że autor nie nazywa go "chorobą", a Alberta "chorym" lub "cierpiącym"). Fabuła osnuwa się wokół baśni o Złotej Kaczce. Dzieci - podpisując umowę bez czytania jej! - zdobywają milion i muszą go wydać, ale w taki sposób, że wszystkie pieniądze muszą wydać tylko na siebie, i to w ciągu doby. Można było kupić ze 3 wypasione domy (albo udziały w fabryce, bo one chyba jednak kosztują więcej niż milion), żeby spełnić życzenie Kaczki, a potem zdobytym bogactwem podzielić się, z kim chcieli, ale nie, tylko Albert kupuje fabrykę maseczek, reszta zawala sprawę. I nie ma żadnych konsekwencji, nawet wedle baśni! Ani żadnej nauczki. Szkoda dobrego pomysłu.


131. "Ceremoniały" Andrzej Turczyński
Kupiłam tę książkę, zanim się zorientowałam, że osoba, która mi ją poleca, nie robi tego bezinteresownie, tylko zwyczajnie reklamuje, a w tej reklamie nie ma ani słowa prawdy. Wielka szkoda. Nie wiem, o czym są te eseje, bo po czytaniu nic nie zostaje w głowie, zwłaszcza że redaktor się nie popisał - nie podzielił tekstów na akapity. Jeden tekst = 1 akapit. W dodatku wydawca te bloki tekstu postanowił wydrukować czcionką dla krasnoludków czy innych mrówek, bo człowiek takiego maczku przecież nie przeczyta. Rozczarowana byłam już w momencie, kiedy autor napisał o "fiutku" sterczącym od moczu - really?! Czy to bajki dla 2-latków?


sobota, 8 sierpnia 2020

47

Sen z 25.07
Dystopia. Świat jak z filmów Tarkowskiego. Duży budynek, w środku ludzie i ja. Tylko ja wchodzę do środka w łaziku. Łazik wygląda trochę jak transformer albo jak robot z walk robotów. Nie jest zbyt duży, tyle, żeby człowiek się w środku zmieścił. Chodzę po budynku, próbuję się dostać do ludzi. Wychodzę z windy na każdym piętrze, biegam po schodach - i nic. Na każdym piętrze jest to samo! Widzę ludzi, ale oni mnie nie. Nie mogę też ich dotknąć, bo są jakby w innej rzeczywistości, jakby mnie od nich dzieliła szyba, ale ta szyba jest miękka i falująca jak tafla wody. Mimo to nie da się przez nią przejść.


Sen z 30.07
Odziedziczyłam? dostałam? ogromny wiktoriański dom w środku XXI wieku. Wewnątrz było jeszcze wiele pozostałości po meblach, zabudowaniach, głównie drewnianych. Spacerowałam po domu z jakimiś ludźmi (we śnie byli mi bliscy i życzliwi), testowałam, co się dało, i decydowałam, co może zostać, co wymaga remontu, a co demontujemy od razu. Niektóre rzeczy odpadały w czasie testów, np. ogromne 3-piętrowe łóżko, które chciałam zatrzymać, ale wyremontować, zawaliło się pod nami. :) Różne części odpadały od ścian.

W jednym z pokoi znalazłam ukryte drzwi, a za nimi wnękę z łóżkiem i umywalką - jakby się tam ktoś ukrywał. Postanowiłam to wyremontować, żeby nie niszczyć historycznego znaczenia tego miejsca.

Wiele było ruchomych części, obniżające się wysokie łóżko, poukrywane szafy i meble, które się otwierały po użyciu jakiegoś skobla czy zapadni. I wszystko jakby hydrauliczne, jak w teatrze, nie na prąd.


Sen z 31.07
Śniłam o Sarze, ale zupełnie nie pamiętam fabuły ani emocji.


Sen z 5.08
Bardzo dziwny sen, w zasadzie to wydawało mi się, że to prawda. Leżałam na łóżku, sama, odkryta, w piżamie, we własnym pokoju, ale ten pokój miał bardzo wysoki sufit, tak z 10m. W lewym górnym roku nad łóżkiem przez kamerkę patrzyli na mnie nauczyciele z liceum - oni widzieli mnie, a ja ich, z tym że ja wiedziałam, że to oni mimo tak maleńkiego i oddalonego ekranu, ale nie miałam pewności, czy oni wiedzieli, że to ja. Widzieli kogoś na łóżku, kogoś w ciężkim stanie. Nie mogłam się poruszyć, choć było mi zimno. Kiedy się obudziłam, okazało się, że wszystko było tak jak we śnie, tylko nie było kamerki pod wysokim sufitem.


Sen z 6.08
Bardzo ciasna latka schodowa jakiejś rudery, na podłodze gruz, stare żyletki i strzykawki. Jestem z jakąś narkomanką. Ja nie biorę, ale ona tak. We śnie wydaje mi się, że ona jest mi bliska, jakby była moją przyjaciółką; czuję, że jeśli chcę, żeby była w moim życiu, to muszę ją brać taką, jaka jest, nie próbować zmieniać na siłę.

Nagle czujemy jakieś niebezpieczeństwo, jakby ktoś chciał nas dopaść i zabić. Drzwi do korytarza są zamknięte, walimy w nie, ale nie dają się otworzyć. Kiedy nam się to udaje, okazuje się, że za drzwiami jest maleńkie pomieszczenie, w którym z problemami zmieściłyby się może ze 2 osoby, ale jest zajęte przez wciśnięty materac i jakąś dziewczynę, która na nim jakoś dziwnie półleży i nie chce się odsunąć ani nam pomóc odsunąć materac. Kopiemy w ten materac, żeby się przesunął, jakaś żyletka rozcina mi jeden z palców u nosi prawie na pół. Ból jest jak prawdziwy - dobrze, że się budzę. Jeszcze długo po obudzeniu go czuję.


Sen z 8.08
Wynajmuję mieszkanie na spółkę z kimś, kogo nie ma akurat w domu. Mieszkanie jest duże, bardzo ładne, umiejętnie łączy stare meble z nowoczesnością, ma ciepły klimat i mnóstwo niestandardowych zaułków, a część z nich stwarzają niestandardowo ustawione meble. Bardzo mi się ono podoba. I podobam się sama sobie - moje ubranie, mój wygląda. Jestem też tam szczęśliwa.

Przychodzą tam do mnie jacyś ludzie, którzy niby zaczynają jakąś imprezę. Zwracam im uwagę, że mają nie wchodzić na część mieszkania, która nie należy do mnie, nie dotykać cudzych rzeczy, nie niszczyć też tego, co nie należy do mnie, ale oni nie słuchają. Mimo że za nimi chodzę i staram się ich upilnować, ich jest za wielu i nie mogę upilnować wszystkich. Ktoś psuje drogi sprzęt grający w cudzej części mieszkania, ktoś inny usiłuje mi wmówić, że powinnam się ubierać inaczej. To niemal sen o matce. Ona w realu robi to, co ci wszyscy ludzie razem wzięci robili we śnie. Czar prysł, zamiast radości, którą czułam w tym cudnym mieszkaniu, jest strach i chęć zabicia się - nawet to jest takie samo jak konsekwencje zachowania matki w realu.

W drugim śnie właśnie skończył się rok szkolny. Pakuję dla Żwira zabawki. Ale to wyjątkowe zabawki, duże gabarytowo, każda sięga mi minimum do pasa lub piersi. W dodatku one żyją i są agresywne. Za to, że Żwiro chciał wziąć do domu tylko część z nich, reszta postanowiła mnie zaatakować, i to tak na poważnie, autentycznie zrobić mi krzywdę.

Te, które Żwiro chciał zabrać, pakuję do samochodu (samochód jest wielkością przystosowany do zabawek i trzeba go za sobą ciągnąć), sadzam je jak pasażerów. One też są żywe, ale łagodne. Te agresywne są znacznie brzydsze i czuję, że są agresywne właśnie dlatego, z zazdrości. Staram się je oszukać, że za rok Żwiro zorganizuje autobus i je też zabierze albo że wylosuje kilka z nich i zabierze autem jak tę część z nich teraz. Wcale nie chcą słuchać, a ponieważ są groźne, zaczynam uciekać.

Przez cały sen Żwiro się nie pojawił osobiście.









piątek, 7 sierpnia 2020

wtorek, 4 sierpnia 2020

45

No i ze wszystkich maseczek najlepsza okazała się chusto-maseczka z ali. Te polskie są koszmarne. Potwornie ciągną za uszy, jakby je chciały oberwać. I już po jednym wydechu parują okulary. Albo nie da się wziąć wdechu (i nie da się wytrzymać 5s bez wdechu!), albo wydechu. Po co robić takie bezużyteczne maseczki?! Koronawirus dał Polakom niepowtarzalną szansę na rozkręcenie wielu uczciwych biznesów, a zamiast tego ze wszystkich dziur powyłazili oszuści produkujący szajs. Mam 9 różnych polskich maseczek i wszystkie są bezużyteczne! Nigdy bym się nie spodziewała, że ta najbliższa używalnej będzie akurat z ali.


sobota, 1 sierpnia 2020

44

To mało, że nie mogę już normalnie rozmawiać. TO (to, co mnie złamało, a o czym jeszcze nie potrafię pisać) jeszcze dodatkowo nasila neuralgię wielonerwową. Chyba nigdy dotąd nie miałam aż tak silnej. Lewa strona twarzy, szczęka, policzek, szyja, lewy bark, żebra po lewej stronie - i to chyba jeszcze nie koniec.

Nie mogę otworzyć szczęki, mówić, gryźć. Neuralgia powoduje też większą niż normalnie nadprodukcję wydzieliny, która zawala mi nos, gardło, krtań, zatoki, lewe oko - powodując wszystkie objawy oczne, z którymi walczę od miesięcy neomycyną. Do kompletu makabryczne skutki uboczne dużej dawki neuranu.

Ból, mimo neuranu, nie pozwala mi rozumieć czytanej książki, oglądanego filmu. Nie funkcjonuję. Nie ma mnie.


Dzień drugi
W nocy nie znalazłam nic, kompletnie żadnej informacji o pogotowiu dentystycznym dla ON! Nie ma nic! Totalnie nic! Potrzebuję konkretnego pogotowia, takiego z karetką (albo transportem medycznym zabierającym wózki) i anestezjologiem, który nie będzie robił problemów, kiedy usłyszy o EDS6a. Czy ktoś z Was zna takie miejsce w Warszawie?

Dziś ząb ćmi, to nie jest duży ból. Bóle zębów mam niemal codziennie, należą do kategorii bólów, które się z zasady ignoruje. I ten ból też bym ignorowała, gdyby nie to, że zachowuje się jak ból głowy - powoduje neuralgię, i to neuralgię gigant. Takiej silnej, rozległej i trwającej tak długo nie miałam jeszcze nigdy.

Dziś ból nieco zmalał, ale objawy neuralgii i neuranu mieszają się i trudno je odróżnić. Co chwilę zasypiam. Jestem oderwana od czasu, pół przytomna. Mam problem ze wzrokiem - nie widzę normalnej wielkości czcionki, z której korzystam na co dzień, nie mogę czytać z ekranu, bo nie da się go przysunąć bliżej. Nie widzę też, co piszę. Mam zawroty głowy, chodzę, trzymając się, czego popadnie. Nasiliły się problemy oczne i zwiększyła się ilość niepotrzebnej wydzieliny z zatok. Przy każdym ruchu ból eksploduje, mniej boli tylko wtedy, kiedy leżę.

To kilka rodzajów bólu. Najsilniejszy jest ten, jakby ktoś mi rąbał szczękę na kawałki, i te nagłe eksplozje bólu po lewej stronie ciała, kiedy się poruszę.


Dzień trzeci
Dziś już na szczęście tylko migrena, mdłości, trochę efektów ubocznych neuranu. No i ból zęba, ale teraz nie powoduje neuralgii. Nigdy nie zrozumiem, na jakiej zasadzie to działa, a bez tego jak mam tego uniknąć?

Senność ogromna, choć nie wiem, z czego się bierze. Organizm tak reaguje na wyjątkowy ból? Obudziłam się o 16 i zaraz wracam do łóżka; organizm nadal śpi i zabiera mi tlen, spłycając oddech. Trzymajcie kciuki, żeby nie doprowadził do włączenia ACHS.

I jestem w szoku - mimo że prawo nakazuje dentystom wysłanie karetki po ON, w sieci nie udało nam się znaleźć ani jednej informacji o tym! Nie ma absolutnie żadnych informacji dla ON, gdzie mogą znaleźć nagłą pomoc dentystyczną. To kolejna sprawa do nagłośnienia, o której media milczą.


Dzień czwarty
O 7 rano obudziła mnie neuralgia z całym inwentarzem, więc wzięłam neuran w potrójnej dawce. Neuralgia nadal ćmi, ale neuran zrobił ze mnie pijaka. :/

Jak tylko wstałam, żeby się ogarnąć, ból eksplodował. :/ Głowa po lewej stronie zaraz mi pęknie. Mam wrażenie, że lewe oko mi zaraz wypłynie.

BTW, wczoraj napisałam do MCS. Raz mi odmówili, ale nie mieli prawa tego robić, więc spróbuję jeszcze raz... Tata by mi pomógł. Zawiózłby mnie i domagałby się pomocy. Matka tylko gada o pomocy. Zawsze wie, kiedy zniknąć.



2 dni później
Nieprzespana noc. Promazyna znowu nie działa. Po tym wszystkim, co się działo ostatnio, nadal do siebie nie doszłam i nie kontaktuję.

A do kompletu z półsnu wybudziło mnie uruchamianie kompa. Normalnie odpalił monitor i uruchomił się do końca! Przestraszyło mnie to, więc uruchomiłam skanowanie - ale komp odmawiał, a po chwili wywalił niebieski ekran. Musiałam zrobić twardy reset. O co kaman? Włamał mi się ktoś? Zdalnie uruchomił? Bo do tej pory owszem, komp sam się uruchamiał, ale to trwało tylko kilka sekund, nie odpalał przy tym monitora i od razu się wyłączał (to też dziwne, skoro ma ustawioną hibernację). A teraz pierwsze co, to odpalił monitor!